10. Pożegnanie z Pelcowizną
Niedługo trwała radość narodu z Cudu nad Wisłą. Marszałek Józef Piłsudski, twórca Legionów Polskich, więzień twierdzy w Magdeburgu[1], zbawca narodu, upił się swoim powodzeniem. Już mu nie wystarczało uznanie narodu, ani jego żona, która mu zapewniła pieniądze na prowadzenie wojny obronnej. Ożenił się z drugą, z którą – nie bacząc, że pierwsza żyje – miał dwie córki[2].
W tle mojego wyjazdu z Warszawy rysowały się nędza i bezrobocie Polaków oraz krwawy zatarg o władzę[3] między marszałkiem a prezydentem Stanisławem Wojciechowskim. Podobnie jak za Jana Kazimierza podczas zdrady księcia Radziwiłła, tak obecnie część wojska, zwłaszcza starszyzna, opowiedziała się za komendantem, a druga część – wierna złożonej przysiędze – została przy prezydencie.
Był to bowiem rok 1926, który zapoczątkował dyktaturę wojskową oraz fikcyjną – bo podporządkowaną Piłsudskiemu – władzę nowego prezydenta Ignacego Mościckiego. Proroczo zabrzmiała pieśń:
Legiony to żołnierska nuta
Legiony to ofiarny stos
Legiony to rycerska buta
Legiony to straceńców los.
My pierwsza brygada, strzelecka gromada
Na stos wznieśliśmy swój życia los
Na stos, na stos.[4]
Nastała sanacja. Najbardziej ucierpieli robotnicy i drobni gospodarze. Pierwsi, ponieważ nie starczało pracy, a jak była, to nisko opłacana, drudzy, ponieważ płody rolne były tanie, a podatki wysokie. Nad ich regularnym płaceniem czuwali sekwestratorzy i granatowa policja. Ale żeby żyć, trzeba jeść, toteż wielu robotników i biednych rolników podejmowało w folwarkach lub u bogatych gospodarzy prace sezonowe przy żniwach, sianokosach czy wykopkach. Za pracą jeździło się nawet na Kresy.
– A teraz pojedziemy do Dani – powiedziała mama, gdyśmy wróciły do naszego mieszkania. – Zobaczymy, co się da dla ciebie zrobić. Przez wakacje nie będziesz zarabiać. Ania, najmłodsza córka Dani, nie zdała egzaminów wstępnych do klasy czwartej gimnazjum, może będziesz mogła jeździć z nią do korepetytora do Babic. Pieniądze na opłacenie korepetycji dostaniesz, gdy sprzedam nasze graty. A jeśli po wakacjach nie zostaniesz przyjęta do tej obiecanej szkoły, to daj sobie spokój z całą tą pisaniną. Wrócisz do rzeźnika i u niego zamieszkasz.
Nic nie odrzekłam. Nie wiem, której z nas było ciężej rozstać się z naszym mieszkaniem, ale na pewno obie zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że wraz z likwidacją rodzinnego domu więź rodzinna rozluźni się jeszcze bardziej. Że staniemy się tułaczami. A nasze sieroctwo tylko pogłębi tęsknota za ukochaną Warszawą, miastem, w którym dla mnie i mojej matki każdy kamień, którym wybrukowano ulice, był niemal relikwią.
Mnie ta ziemia od innych droższa,
ani chcę, ani umiem stąd odejść,
tutaj Wisłą, wiatrami Mazowsza
przeszumiało mi dzieciństwo i młodość[5].
Jadąc tramwajem[6], popatrzyłam na moją Warszawę, która za kilka dni już moją nie będzie… Tracę dom rodzinny, szkołę… Nigdy już siostry nie zjawią się w naszym ubogim, ale serdecznie bliskim mieszkaniu, znanym i drogim każdej z nas. Ani jedna warszawska cegiełka, ani skrawek ziemi, na której postawimy stopę, nie będzie nasz.
Jeśli kiedyś któraś z nas przyjedzie do Warszawy, będzie w niej cudzoziemką. Zresztą cudzoziemkami będziemy w całej Polsce, w której nic nie mamy własnego, prócz mitu o wielkości naszego rodu, o jego wierności wobec Ojczyzny.
Ale przecież i mama zostanie wiecznym tułaczem. Gdzie się schroni, gdy straci pracę? Teraz nie myślała o tym. Siedziała naprzeciw mnie, spokojna, łagodnie uśmiechnięta. Wysiadłyśmy na Marszałkowskiej. U Jabłkowskich[7] mama kupiła dla Mietka bieliznę i skarpetki, wsiadłyśmy do innego tramwaju[8].
Najpierw zaszłyśmy do brata. Mama porozmawiała z majstrem i jego rodziną, oddała Mietkowi bieliznę i powiedziała o zlikwidowaniu mieszkania.
– A co z nią? – brat wskazał na mnie.
– A co ma być, pójdzie do pracy – odrzekła mama, obojętnie.
Brat nic nie odpowiedział, ale w jego spojrzeniu odbił się niewypowiedziany smutek. Przecież i on nie miał już dokąd wracać. Z kolei poszłyśmy do Dani. Siostra mieszkała w Lipkowie. Tam mama zdała dokładną relację i zapytała, czy bym nie mogła u nich pomieszkać i przygotować się do egzaminu.
– Jeśli jej to ma wyjść na dobre, to choćby rok – odrzekł szwagier. – Tylko kto za te korepetycje zapłaci? Nauczyciel bierze 40 złotych za miesiąc, a Jasia, jeśli ma się uczyć, musi zrezygnować z pracy u rzeźnika. Dwóch wróbli w garści nie utrzyma. A ty jak myślisz, Daniu? – zwrócił się do żony.
– Nawet i dla naszej Ani będzie lepiej – odrzekła siostra. – Będą się razem uczyć i jedna drugiej pomagać. A co do rzeźnika, to masz rację, Franiu, jak nauka, to nie zarobek.
Mama zaczęła wydobywać miedziaki i układać w kupeczki. Ułożyła cztery, po 10 złotych każdą, podsunęła siostrze.
– To za pierwszy miesiąc – powiedziała – a potem zobaczymy, może Zosia co przyśle…
– A jeśli Janka nie zda albo nie dostanie się do tej szkoły, to co?
– To już jej sprawa. Niech wraca do rzeźnika albo poszuka sobie innej pracy. Zresztą ja tu będę dojeżdżała.
No i się stało. W domu siostry miałam pozostać od razu, a nazajutrz rozpocząć lekcje.
Rano poszłam odprowadzić mamę do autobusu, który ruszał z Babic. Szłyśmy piaszczystą drogą. Liczyłam kroki, zbliżał się czas rozstania z ukochaną matką. Miałam przed oczyma kupki miedziaków wydanych na moją naukę. Prawda, że i ja już kilka takich kupek zarobiłam, które ona wzięła na potrzeby Mietka, ale teraz spod serca wyciągnęła i zapłaciła, abym mogła się uczyć. Wiedziałam, jak ciężko pracowała, jak niskie były jej zarobki, jak trudno jej znaleźć pracę. Ile razy musiała nie dojeść, żeby te pieniądze odłożyć… A teraz je oddała… Tak zwyczajnie, jakby jeszcze posiadała wiele takich kupek, a przecież za kilka dni nawet dachu nad głową nie będzie miała. I ona będzie w swojej serdecznie kochanej Warszawie cudzoziemką. Jej własnością będzie tylko grób męża na Bródnie[9], kilkoro dzieci oraz tęsknota i samotność.
Doszłyśmy do kapliczki stojącej na początku Górczewskiej[10] drogi, która prowadziła prosto do Warszawy. Moje milczenie zaintrygowało mamę. Popatrzyła na mnie.
– A ty czego? – zapytała zwykłym, beztroskim głosem. – Przecież będziesz się uczyć. Ciesz się dziś, a troskę o jutro zostaw Panu Bogu – przystanęła. – Tylko pamiętaj: wolę każdą z was ujrzeć w trumnie niż na złej drodze. No i nie martw się, że nie będziesz miała rodzinnego domu… Serce matki będzie wam teraz domem. A zresztą jakoś to będzie…
Polacy często zwykli używać tego powiedzonka, ale najczęściej słyszałam je wypowiadane przez beztroskich warszawiaków.
Tymczasem nadjechał autobus. Uścisnęłyśmy się z mamą, obie wstrzymując łzy. Jeszcze przez okno widziałam jej uśmiechniętą twarz, a potem już tylko smuga kurzu, oddalający się warkot motoru i… zostałam sama. Rozejrzałam się dookoła. Cisza i ani żywej duszy. Wyszukałam w piasku ślady matczynych stóp. Uklękłam na ziemi i zalewając się gorzkimi łzami, całowałam je. Nikt nie widział, mogłam sobie pozwolić na chwilę słabości.
[1]22.07.1917 r. Józef Piłsudski został aresztowany przez władze niemieckie i ostatecznie osadzony w więzieniu w Magdeburgu. Od chwili uwięzienia jego popularność – jako ofiary prześladowań i symbolu walki z okupantem – jeszcze wzrosła.
[2]Pieśń ta powstała w 1916 r. i była pieśnią I Brygady Legionów Polskich. Prawdopodobnym autorem melodii był kpt. Andrzej Brzuchal-Sikorski, od 1905 r. kapelmistrz orkiestry Kieleckiej Straży Ogniowej, a potem orkiestry I Brygady. Autorami tekstu są Andrzej Hałaciński i Tadeusz Biernacki.
[3]Przewrót majowy – zbrojny zamach stanu dokonany przez marszałka Józefa Piłsudskiego w dniach 12–15.05.1926 r. Powodem zamachu była pogarszająca się sytuacja polityczna i gospodarcza kraju, a bezpośrednią przyczyną seria kryzysów gabinetowych w latach 1925–1926.
Po bezowocnej rozmowie Piłsudskiego z prezydentem Stanisławem Wojciechowskim oddziały wierne marszałkowi zajęły pozycje przy warszawskich mostach, rozpoczęły się drobne potyczki i Piłsudski przejął kontrolę nad Warszawą. W wyniku walk zginęło 379 osób.
Prezydent Wojciechowski złożył swój urząd. Piłsudski został ministrem spraw wojskowych i generalnym inspektorem Sił Zbrojnych. 31.05 został wybrany prezydentem RP, ale godności nie przyjął, rekomendując na to stanowisko profesora Ignacego Mościckiego. Zamach rozpoczął 13-letnie autorytarne rządy sanacji, którym kres położył wybuch II wojny światowej.
[4]Pieśń ta powstała w 1916 r. i była pieśnią I Brygady Legionów Polskich. Prawdopodobnym autorem melodii był kpt. Andrzej Brzuchal-Sikorski, od 1905 r. kapelmistrz orkiestry Kieleckiej Straży Ogniowej, a potem orkiestry I Brygady. Autorami tekstu są Andrzej Hałaciński i Tadeusz Biernacki.
[5]Władysław Broniewski, Mój pogrzeb.
[6]Tramwaje na Bródnie
Linię tramwajową do ul. Stalowej otworzono około 1915 r., a w 1920 r. linię autobusową na Nowe Bródno. W 1924 r. doprowadzono linię tramwajową nr 21 do Pelcowizny od placu Teatralnego. Zapewne z okien tego tramwaju autorka żegnała Pelcowiznę. Dziś pamiątką z tego okresu jest kilkunastometrowy odcinek dawnej trakcji z przystankiem przy ul. Wysockiego.
[7]Dom Towarowy Braci Jabłkowskich rozpoczął działalność w 1914 r. Aby uprzyjemnić zakupy, otwarto na trzecim piętrze kawiarnię, a w sezonie letnim na tarasie mieszczącym się na dachu serwowano kefiry i soki owocowe, propagując idee zdrowego żywienia. Lata największej świetności Dom Towarowy przeżywał w dwudziestoleciu międzywojennym. Do 1939 r. był jedynym tego typu domem handlowym w Warszawie.
[8]Z centrum Warszawy w kierunku Babic ulicą Leszno, potem Górczewską jechał tramwaj nr 8. Zostawiał po prawej fort Bema i wyjeżdżał poza granice miasta.
[9]W 1929 r. Klementyna zapobiegliwie opłaciła grób męża na 100 lat.
[10]Dzisiejsza Górczewska na Woli przechodzi w ul. Warszawską, która biegnie do Babic.